Szukaj

Do śmierci czy „do czasu”?

Zdjęcie: Bennett Tobias, Unsplash

„Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę” – ten przebój Marka Grechuty, do tekstu wiersza Adama Mickiewicza, wciąż porusza serca. Każda zwrotka kończy się retorycznym pytaniem: Czy to jest przyjaźń? Czy to jest kochanie? To pytanie zadaje sobie również wiele małżeństw, zwłaszcza tych z nieco dłuższym stażem. Motyle z brzucha dawno już odleciały, adrenalina, jeśli skacze, to często z zupełnie innych przyczyn, a głos, zamiast więznąć w gardle, bywa mocno nadużywany w trakcie małżeńskich kłótni. Jednym słowem: pospolitość skrzeczy, a czasem także wkrada się „nuda, nuda, nuda” – zupełnie jak w „Rejsie” Piwowskiego. Krótkodystansowcy i życiowi „łowcy wrażeń” w tym momencie stwierdzają, że „coś się wypaliło” i szukają nowej „miłości swojego życia”. Ci, którzy miłość, wierność i uczciwość ślubowali do śmierci, a nie „do czasu”, mają łatwiej, bo pewne furtki w ich głowach są zamknięte. Częstym zjawiskiem jest obecnie tzw. „mentalność rozwodowa”. Opcja „najwyżej się rozwiedziemy” osłabia determinację w walce o małżeństwo. Kiedy domu nie buduje się z myślą, by mieszkać w nim do końca życia, lecz np. wynajmuje, wiedząc, że jakby co, można się wyprowadzić, wtedy liczy się każdy grosz potrzebny na remont czy naprawę i kalkuluje, żeby przypadkiem nie przeinwestować. W domu, gdzie chcemy mieszkać do końca, naprawiamy rysy i pęknięcia, zanim staną się naprawdę groźne. Dane GUS-u pokazują, że pierwsza fala rozwodów wypada teraz w czwartym roku małżeństwa. Jest to zatem krótko po wejściu w typowy dla dynamiki miłości małżeńskiej etap nazywany „związkiem przyjacielskim”, w którym miejsce dominującej na samym początku namiętnej miłości eros zajmuje stopniowo relacja bardziej zrównoważona i bliższa miłości agape. To normalne, choć oczywiście warto wciąż podsycać wzajemną fascynację i dbać o sferę erotyczną – mocne spoiwo więzi małżeńskiej. Przeważnie po kilku latach życia w trybie 24/7 ekstaza przygasa, wkrada się rutyna, słabnie motywacja, by starać się tak, jak na początku… To krytyczny moment i dużo zależy od tego, czy nie ulegniemy pokusie źle rozumianej wolności i pozornego szczęścia, i czy zwycięży w nas świadomość, że cokolwiek by się działo (poza drastycznymi okolicznościami wymagającymi separacji) mamy być razem aż do końca życia, bez żadnych uchylonych furtek, przez które „w razie czego” moglibyśmy się wymknąć. Wtedy staje się oczywiste, że wszystkie siły i środki, bez kalkulowania kosztów, mamy poświęcić na budowanie mocnej więzi i serdecznej przyjaźni małżeńskiej, pielęgnowanie miłości we wszystkich jej wymiarach, aby nabierała mocy i smaku i cieszyła nas aż do śmierci, a nie tylko „do czasu”. 

Anna Wardak

Felieton ukazał się w tygodniku “Idziemy”

0