Szukaj

Jedenaste: nie rozgrywaj!

Zdjęcie: Jonathan Borba, Unsplash

 

Przeczytałam w Internecie rozmowę z mamą dwóch kilkulatków, która właśnie dowiedziała się, że dziecko, którego oczekuje, to również chłopiec. Nie kryła rozczarowania, mówiąc wprost, że nie chce trzeciego syna, bo chłopaki wciąż się biją i ryczą głośno, bawiąc się w dinozaury. A ona marzyła o córeczce, której będzie mogła zwierzać się z kobiecych problemów i znajdować u niej zrozumienie w trudnych momentach. Pomijając inne wątki, z którymi się nie zgadzam, najbardziej uderzył mnie ten, dotyczący relacji matki z córką. Tak, mamy być przyjaciółmi naszych dzieci, budować z nimi mocne relacje „ponad podziałami”, czyli niezależnie od tego, co nawywijają i jak bardzo testują naszą cierpliwość. Bliskość, dzielenie się i poznawanie swoich światów – to wszystko jest bardzo dobre, ale musi odbywać się w sposób kontrolowany i z zachowaniem granic. Problemy małżeńskie, zranienia, dylematy i wzajemne pretensje niech pozostaną między wami. Dzieci nie udźwigną ciężaru bycia powiernikami, świadkami ani tym bardziej sędziami w rozgrywkach między dorosłymi. Znam rodziny, w których funkcjonuje drugi obieg przepływu informacji i emocji. Mama po każdej sprzeczce z mężem idzie wyżalić się nastoletniej córce. Mąż trzyma sztamę z synem, skarżąc się na domowe rządy „babokracji”. Najmłodsza, siedmiolatka,  często słyszy komentarze typu: „Spóźniliśmy się? Podziękuj mamusi”, „Tatusiowi na nas nie zależy, ma na głowie ważniejsze sprawy!”. Są rodziny, gdzie realne problemy stają się tylko tłem do wzajemnych rozliczeń małżonków, a bardziej niż ich rozwiązanie liczy się to, żeby postawić na swoim. Przy pewnym poziomie zacietrzewienia znikają wszelkie skrupuły i dzieci stają się już nie tylko widzami, lecz pełnoprawnymi aktorami tego żenującego dramatu. Czasem toksyczne komentarze nie są nawet kierowane bezpośrednio do nich, lecz po prostu nie kontrolujemy się, rozmawiając o czymś głośno w gronie dorosłych. Wydaje nam się, że dzieci nie słyszą albo jesteśmy już tak nakręceni, że przestajemy zwracać na to uwagę. A one słuchają uważnie, nawet pochłonięte swoimi sprawami, i słyszą więcej, niż nam się wydaje, dorysowując sobie w dziecięcej wyobraźni resztę obrazka, nieraz w znacznie ciemniejszych barwach. Płacą za to wysoką cenę lęków, nerwic i innych zaburzeń. Znajomi rodzice, którzy co kilka dni na zmianę pakowali walizki i grozili sobie wzajemnie wyprowadzką, dopiero od przedszkolnej psycholog dowiedzieli się, że ich dwie córeczki doskonale wiedzą, co dzieje się w domu, gdy im wydaje się, że dzieci śpią, i bardzo to przeżywają. Byli w szoku: „Nie mieliśmy pojęcia! Widać, że one są bardziej dojrzałe niż my” – powiedzieli i niestety trzeba przyznać im tu rację. 

Anna Wardak

Felieton ukazał się w tygodniku “Idziemy”

0