Szukaj

O co ci znowu chodzi? – czyli dlaczego tak trudno nam się dogadać?

Zdjęcie: Rémi Walle, Unsplash

Nikt, kto zna choć trochę okoliczności życia małżeńskiego, nie będzie chyba kwestionował faktu, że jednym z niezbędnych warunków sukcesu jest tu skuteczna i efektywna komunikacja. Prowadząc od wielu lat kursy Akademii Familijnej, obserwujemy ciekawe, a przy tym dość zabawne zjawisko (zabawne w tym sensie, że możemy zakładać się sami ze sobą, z dużą szansą na wygraną, że słowa te padną), iż niezależnie od omawianego kazusu i jego tematu (kazusy to historie małżeńskie, które analizujemy podczas kursów), jednym z pierwszych problemów, który dostrzegają i wskazują uczestnicy, jest brak dobrej i skutecznej komunikacji między małżonkami występującymi w danej historii. Bardzo często wyrażana jest przy tym opinia, że problemy w sferze komunikacji, nieumiejętność porozumienia się czy też niedocenianie i lekceważenie znaczenia dialogu w małżeństwie są źródłem wielu innych problemów zarówno w relacjach małżeńskich, jak i dotyczących funkcjonowania całej rodziny.  W bardzo ciekawy i – trzeba przyznać niezwykle znaczący sposób – skonstruowane są kazusy na kursie Miłość Małżeńska, poświęconym właśnie różnym aspektom i problemom związanym z życiem w małżeństwie. Składają się one z dwóch odrębnych historii, w których oboje małżonkowie przedstawiają swoje spojrzenie na jakąś sytuację. Każde z nich ma wiele przemyśleń, analizuje, ocenia postępowanie współmałżonka (często obwiniając go przy tym za różne rzeczy), próbują domyślać się kierujących nim intencji… wszystko to ma jednak formę wewnętrznego monologu, nieraz śmiejemy się, że każde z nich „kręci swój własny film” nie dzieląc się jednak jego treścią z drugą stroną. Tory ich narracji biegną niejako równolegle do siebie, nie przecinając się w żadnym punkcie, albo przecinając się bardzo rzadko. Czy nie przypomina to czasami tego, co dzieje się w naszych małżeństwach? Dlaczego często nie potrafimy się dogadać, tylko źli i sfrustrowani zastanawiamy się „o co znowu jej czy jemu chodzi?”.

Oczywiście ile małżeństw, tyle odpowiedzi. Można jednak zaobserwować i wskazać pewne stałe punkty programu i typowe scenariusze. Warto krótko im się przyjrzeć i mieć świadomość, gdzie może kryć się problem po to, aby nie potykać się stale o te same przeszkody.

Pierwsza nieuchronna pułapka czeka nas już na początku wspólnej drogi. Zakochani bez pamięci, szczęśliwi i pełni nadziei na świetlaną przyszłość, nie pamiętamy o tym, że zawarcie małżeństwa tak naprawdę jest czymś w rodzaju katastrofy kosmicznej – zderzenia dwóch różnych światów. Bardzo często różni nas bardzo wiele, z czego niby zdajemy sobie mgliście sprawę – zdążyliśmy się już trochę poznać przed ślubem, a przynajmniej tak nam się wydaje. Jednak dopiero teraz, przebywając ze sobą bez przerwy w bardzo różnych i zmiennych „okolicznościach przyrody”, tak naprawdę mamy okazję skonfrontować się z tą rzeczywistością nieraz w sposób dość bolesny.

Uwarunkowania społeczno-kulturowe, takie jak wyniesione z domu wzorce zachowań mężczyzny i kobiety, ich role w rodzinie, hierarchia wartości, której  hołdowano, pozycja społeczna rodziny z której się wywodzimy, sposób odnoszenia się do bliskich, wyrażania emocji etc. Są to czynniki, z których istnienia raczej zdajemy sobie sprawę, choć nie zmienia to faktu, że dosyć często stają się one zarzewiem konfliktów i nieporozumień na etapie tak zwanego „docierania się”. Wiele przykrości – często niezamierzonych – robimy sobie wzajemnie, wiele sprzeczek, kłótni, a nieraz także cichych dni, podczas których powietrze jest aż ciężkie od żalu i pretensji, musimy „przerobić”, zanim z dwóch różnych wizji świata, które każde z nas wyniosło ze swojego domu rodzinnego i często – w sposób mniej lub bardziej świadomy – próbuje powielać, zbudujemy własny niepowtarzalny świat.

Do tego wszystkiego istnieją też inne aspekty, jeszcze mniej wyraźnie uświadomione, jak np. wyniesiona z dzieciństwa forma zdobywania kontaktu i zwracania na siebie uwagi. Niemowlę płacze lub przymilnie gaworzy i widzi, że matka reaguje, przychodzi do niego, nagradzając w ten sposób daną formę zachowania. Nagroda jako motywacja pozytywna utrwala dany wzorzec zachowania. Potem w starszym wieku zdarza się, że również dochodzą one do głosu, np. staramy się wymusić coś na mężu, żonie  lub dzieciach krzykiem i awanturami albo np. postawą bezgranicznego poświęcenia dla innych, robieniem z siebie męczennika, za które oczekujemy wdzięczności i jakichś określonych zachowań ze strony innych. Warto więc zdawać sobie sprawę z tego, jak wiele nieporozumień (w kwestiach małżeńskich, wychowawczych czy też związanych np. z organizacją domu) wynika z wyobrażeń, przekonań czy pomysłów, które wynieśliśmy z naszych rodzin pochodzenia i w których „jedyność i najlepszość” święcie wierzymy i gotowi jesteśmy bronić ich do ostatniej kropli krwi. Tylko czy warto? Nasza rodzina jest przecież zupełnie nowym i niepowtarzalnym bytem i musi wypracować sobie swoją własną tożsamość i własne rozwiązania, najlepiej odpowiadające jej potrzebom. Jest to zresztą cały szeroki temat, wymagający regularnych, spokojnych i rzeczowych rozmów (małżeńskich, lecz również w gronie całej rodziny), nie tylko w pierwszych latach, lecz zawsze, na każdym etapie życia, gdyż jak wiadomo życie rodzinne bywa niezwykle dynamiczne i niesie ze sobą sporo zwrotów akcji, do których trzeba umieć sprawnie się dostosować.

Wiele ciekawych książek i artykułów poświęcono już różnicom komunikacyjnym między kobietami a mężczyznami (chociażby klasyka gatunku: „Mężczyźni są z Marsa, Kobiety z Wenus”, J. Graya). W teorii wiemy o nich sporo, w praktyce jednak ciągle się o nie potykamy. Rozmawiając ze sobą w małżeństwie, nawet po wielu latach, nie możemy się im nadziwić i, prawdę mówiąc, nieraz doprowadzają nas one do furii (mężczyźni) albo też do łez (kobiety), pogarszając i tak już skomplikowaną sytuację, związaną z koniecznością rozwiązania jakiegoś problemu. Nieznośna czasami dla kobiet racjonalność i kalkulacja mężczyzn, uparte trzymanie się przez nich jednego wątku, a z drugiej strony trudna do ogarnięcia dla mężczyzn emocjonalność kobiet, opieranie się przez nie często raczej na intuicji i odczuciach, a nie na twardych faktach… przeplatanie w rozmowie wielu równoległych wątków czy też nieodparta chęć przedstawiania t.zw. szerokiego kontekstu jakiegoś wydarzenia, czyli szczegółowe opisanie wszystkich okoliczności danej sprawy w trosce o to, żeby mąż na pewno dobrze wszystko zrozumiał. A on gubi się w kolejnych wątkach i szczegółach albo wyłącza się mentalnie już w trzeciej minucie tej barwnej opowieści.

Warto podkreślić także różnicę między kobietami a mężczyznami w samym zapotrzebowaniu na ilość komunikacji. Pewien terapeuta pracujący w poradni małżeńskiej stwierdził kiedyś, że osiemdziesiąt procent kobiet zwracających się po pomoc do poradni, jako jeden z głównych problemów zgłasza to, że ich mężowie za mało z nimi rozmawiają… Nigdy natomiast nie zdarzyło mu się, żeby jakiś mężczyzna skarżył się, że jego żona zaniedbuje go w tej sferze… hmm, naprawdę ciekawe spostrzeżenie…

W tym momencie warto jednak podkreślić pewien fakt, na który zwracają uwagę specjaliści i terapeuci małżeńscy, a z którego być może my nie zawsze zdajemy sobie sprawę. Istnieje mianowicie wyraźna zależność, można wręcz powiedzieć: symetria – między sferą komunikacji a sferą współżycia u kobiet i mężczyzn. Stwierdzono, że tak jak u kobiet długotrwała przerwa w komunikacji lub częsta odmowa ze strony męża wysłuchania żony lub rozmowy z nią powoduje u kobiety frustrację, podobne uczucia rodzą się u mężczyzny w związku z długotrwałymi przerwami we współżyciu powodowanymi niechęcią lub lekceważeniem tej sfery przez żonę. Częsta odmowa współżycia odbierana bywa przez mężczyznę bardzo boleśnie jako całościowe odrzucenie i generalny brak zainteresowania jego osobą, podobnie odrzucona i niekochana czuje się kobieta, której mąż nie poświęca wystarczająco dużo czasu w sferze komunikacji. Warto mieć to wszystko na uwadze i spróbować czasami „wejść w buty” naszego współmałżonka, wyobrażając sobie, jak może czuć się w danej sytuacji.

Widać więc wyraźnie, jak wiele czynników, można powiedzieć „fizjologicznych”, czyli naturalnych, takich jak środowisko, które nas kształtowało czy różnice wynikające z płci, może powodować trudności w porozumiewaniu się i codziennej komunikacji. Na to nakładają się jeszcze różnego typu kryzysy, życiowe zawirowania czy spiętrzenia problemów, które powodują niekontrolowane wybuchy emocji, pretensje czy wręcz przeciwnie – blokady komunikacyjne w postaci zamykania się w sobie czy t.zw. „cichych dni”.

Pamiętając o wszystkich wspomnianych tu potencjalnych zagrożeniach i pułapkach, możemy podchodzić do kwestii komunikacji w małżeństwie w sposób bardziej świadomy, starając się im zapobiegać i unikać ich samych, nie unikając jednocześnie w żadnym razie spokojnych i rzeczowych rozmów o wszystkich tych niełatwych kwestiach.

Anna Wardak

0