Szukaj

Seks małżeński – skąd się biorą bóle głowy?

Zdjęcie: Michael Fenton, Unsplash

W artykule Współżycie małżeńskie – źródło życia czy konfliktów? omówiłam niektóre zasadnicze elementy, mogące przyczyniać się do tego, że sfera, która z założenia (i zgodnie z naszymi początkowymi wyobrażeniami) miała być tryskającym źródłem czy wręcz gejzerem, nawadniającym i ożywiającym całe nasze życie małżeńskie, z biegiem czasu (przynajmniej w niektórych przypadkach) staje się nędznym zamulonym bajorkiem albo wręcz najeżoną kolczastymi roślinami jałową pustynią, nie dającą ochłody i grożącą zranieniem przy każdym kroku.

Wspomnieliśmy o problemach związanych z permanentnym odkładaniem współżycia w związku ze zmęczeniem, wynikającym z dużej liczby obowiązków, stresu i ciągłej życiowej gonitwy. Omówiłam również potencjalne źródło nieporozumień, jakim jest nieznajomość prawidłowości związanych z kolejnymi etapami rozwoju związku i zmianami, jakie zachodzą w nim na przestrzeni lat. Mówiliśmy też o wynikających z samego faktu odmienności płci różnicach między kobietami a mężczyznami w podejściu do tej sfery życia i o tym, co można zrobić, aby mimo wszystko znaleźć jakieś punkty styczności i spotkać się w jakimś momencie tej drogi.

 

Teraz spróbujemy przyjrzeć się nieco kolejnym aspektom tego zagadnienia. Nieraz mężczyźni zastanawiają się, dlaczego ich żony tak często „boli głowa”. Wśród wielu możliwych przyczyn (któż potrafi do końca zrozumieć kobietę?) mogą znajdować się takie, jak generalny brak zaufania do męża oraz poczucia bezpieczeństwa. Nieraz wynika to z prostego faktu, że niektórzy panowie zbyt łatwo godzą się ze stwierdzeniem, że monogamia nie leży w męskiej naturze. Nie chodzi tu nawet o fizyczną zdradę, która jest już sytuacją skrajnie dramatyczną oraz rujnującą więź i zaufanie. Mam tu na myśli „grzeszki” mniejszego kalibru takie, jak oglądanie się na ulicy za innymi kobietami, zbyt poufałe relacje z koleżankami z pracy lub przyjaciółkami domu, flirtowanie z innymi kobietami np. na imprezach, komentowanie w obecności żony ich zalet i walorów albo – nie daj Boże – porównywanie jej z nimi (zwłaszcza gdy porównanie to wypada na jej niekorzyść).

Nieraz odpowiedzią na pytanie o brak zainteresowania kobiety współżyciem jest brak zaangażowania mężczyzny w inne sfery życia małżeńskiego i rodzinnego. Spotkałam się kilkukrotnie z opiniami żon, które skarżyły się, że mąż – w ich odczuciu – nie troszczy się z wystarczającym zaangażowaniem o sytuację materialną rodziny i nie daje jej przez to poczucia elementarnego bezpieczeństwa w tej istotnej sferze. Taka postawa (nie chodzi tu oczywiście o momenty, kiedy ktoś np. traci nagle pracę, czy też z jakiegoś powodu przez jakiś czas nie może jej podjąć, lecz o pewną stałą skłonność do beztroski czy lekceważenia tej sfery). Pewna koleżanka powiedziała mi kiedyś, że właśnie przez taką niedojrzałą postawę męża nie ma najmniejszej ochoty na współżycie z nim (którego zresztą ten dość mocno się od niej domagał). Żona innego mężczyzny, żaliła się, że jej mąż, przez swój trudny charakter brak stabilności emocjonalnej i adekwatnej oceny własnych możliwości, ciągle popada w konflikty z pracodawcami, przez co traci kolejne posady. Podsumowując, można powiedzieć, że nie chodzi tu bynajmniej o to, żeby mężczyzna zarabiał krocie i zapewniał rodzinie rajskie i beztroskie życie, lecz o to, by swoją postawą pokazywał że jest osobą dojrzałą i odpowiedzialną, w której żona może szukać bezpiecznego oparcia. Generalnie widać więc, że w przypadku kobiet wpływ na ich chęć współżycia bądź też jej brak obejmuje całe szerokie spektrum czynników, nieraz nie mających pozornie związku ze sferą seksualną.

Cały ten wywód można chyba podsumować, cytując fragment ze wspomnianej już książki Barbary i Garry’ego Rosbergów pt. „Pięć potrzeb seksualnych kobiety i mężczyzny”, mówiący o konieczności budowania szeroko pojmowanej więzi z żoną i w pierwszej kolejności zainwestowania czasu i wysiłku w zaspokajanie jej potrzeb, a potem dopiero oczekiwania „zwrotu” w postaci jej otwartości na współżycie z mężem:

Kiedy żona czuje się kochana, kiedy pytasz, jak jej minął dzień, gdy dbasz o jej zdrowie, kiedy dziękujesz jej za to, co robi, kiedy mówisz jej, że ładnie wygląda – jej serce mięknie dla ciebie. To jest jej gra miłosna. W sposób naturalny będzie chciała fizycznie przybliżyć się do ciebie.

Jednak w przypadku mężczyzn, którzy według ugruntowanych schematów myślowych, nic nie jest w stanie zniechęcić do seksu i którzy (zwłaszcza w opinii ich żon) myślą „tylko o jednym”, również istnieją czynniki, które podcinają im skrzydła w tej sferze. Jednym z nich jest bycie niedocenianym w innych obszarach życia. Jeśli kobieta wciąż krytykuje męża, podważa jego kompetencje albo mniej lub bardziej jawnie okazuje, że mu nie ufa. Jeśli nieustannie jest niezadowolona, wytyka mu wady, brak zaradności lub inteligencji…  wówczas z ogromną dozą prawdopodobieństwa można przewidzieć, że również w sypialni nie będzie on mistrzem świata, że będzie brakowało mu inicjatywy i pewności siebie.

Podobnie jeżeli żona często odmawia, gdy mąż proponuje współżycie, a gdy już się godzi, to „z łaski”, na zasadzie: „No, skoro musisz… tylko szybko i nie budź mnie za bardzo”. Dla wielu mężczyzn jest to naprawdę bardzo deprymujące, jeśli stale muszą występować w roli petenta, zdanego na łaskę i niełaskę „dawczyni dóbr”. Nie jestem pewna, czy wszystkie panie zdają sobie sprawę, jak wielką radość sprawiłyby mężowi, gdyby to one, choć raz na jakiś czas, zainicjowały zbliżenie. Drogie Panie, pamiętajcie, specjaliści mówią, że dla mężczyzny seks jest „najszybszą ładowarką więzi” z wami. W ich przypadku droga prowadzi „przez seks do więzi”.

Ostatnim wątkiem, który chciałabym poruszyć w tym niedługim z założenia artykule, jest nieuleganie zjawisku, które określam mianem „seksualnego sentymentalizmu”, a polegającemu na tym, że częstotliwość naszego współżycia uzależniamy wyłącznie od tego, czy mamy na to tak zwaną „ochotę” („nie kochanie, dziś nie mam ochoty”, „a dziś z kolei ja nie mam ochoty” – i w ten sposób mogą upłynąć nam długie miesiące, zanim uda nam się zgrać te swoje „ochoty i nieochoty”). Jeżeli rozumiemy dobrze, jak ważną rolę w budowaniu więzi i jedności małżeńskiej odgrywa bliskość fizyczna i współżycie, wówczas powinno stać się dla nas oczywiste również to, że, podobnie jak w innych sferach naszego małżeństwa, powinniśmy po prostu szczerze o tym rozmawiać, planować i czynić konkretne ustalenia. Czy posiłki lub sprzątanie domu odkładamy na moment, kiedy będziemy mieć na to ochotę? Zapewne nie, a jeśli faktycznie tak jest, to przynajmniej czujemy, że nie jest to dla nas ani zdrowe, ani dobre. Dlatego również w tej tak fundamentalnej dla trwałości i jedności małżeńskiej sferze nie ulegajmy mitowi spontaniczności, lecz mówmy sobie o tym, czego potrzebujemy, jak często chcielibyśmy współżyć, próbujmy dojść do pełnego miłości i otwarcia na potrzeby drugiej strony porozumienia, nawet jeśli początkowo nasze stanowiska znajdują się daleko od siebie (raz w tygodniu w weekend? A może w weekendy i opcjonalnie w środku tygodnia? A może raz na pięć dni? – naprawdę przy odrobinie szczerości i otwartości na drugą osobę, wszystko to można sobie spokojnie ustalić). Jeśli już od rana wiemy, że wieczorem czeka nas randka z mężem czy żoną, wówczas możemy zaplanować dzień tak, żeby wieczorem mieć na to siły (popołudniowa drzemka?) i jesteśmy w stanie dostroić się mentalnie po to, żeby nie być zdanym jedynie na nasze chwiejne emocje. Oczywiście tak, jak w każdej innej sferze życia, warto podchodzić do tego z dużą dawką humoru (wysyłać sobie zabawne maile, smsy z podtekstami…), tak żeby rozładowywać napięcia czy pretensje, które nieraz niepotrzebnie nam się tu gromadzą. Z drugiej strony starajmy się oczywiście podchodzić do tematu poważnie i dotrzymywać ustaleń, które poczyniliśmy, tak jak dotrzymujemy terminów ważnych spotkań i nie rezygnujemy z nich łatwo. Te spotkania należą do najważniejszych momentów naszego życia małżeńskiego i są spoiwem, które łączy nas ze sobą bardzo mocno.

Anna Wardak

0