Szukaj

W co się bawić?

Zdjęcie: Vitolda Klein, Unsplash

W co się bawić? W co się bawić? Gdy możliwości wszystkie wyczerpiemy ciurkiem – zastanawiał się w samym rozkwicie słusznie minionej epoki W. Młynarski. Czasy już inne, kontekst też nie ten, ale sedno sprawy pozostaje niezmienne. Każdy lubi się pobawić, z czasem tylko „zmieniając sobie bawitko”, jak śpiewa z kolei A. Poniedzielski. Zabawy dużych dzieci zostawmy na boku (2700 znaków to skromny zasób). Choć warto wspomnieć, że nasze rozrywki, na które dobrowolnie poświęcamy czas i pieniądze, mówią trochę o tym, kim jesteśmy. Dla małych dzieci zabawa tak naprawdę jest efektywną nauką i poważną pracą (spójrzcie na ich skupienie, gdy budują wieżę z klocków, albo wysunięty przy rysowaniu język). Bawiąc się, poznają możliwości własnego ciała, ćwiczą sprawność, najpierw w zakresie motoryki dużej, potem małej: dłoni i paluszków (obsługa nożyczek nie jest wcale tak banalną sprawą), koordynacji oko-ręka (wyklejenie obrazka kuleczkami z krepiny, które trzeba posmarować klejem po właściwej stronie, to spore wyzwanie). Cieszmy się, kiedy dzieci chcą się bawić, mają fantazję i pomysły. Nie podcinajmy im skrzydeł, lecz inspirujmy i sami włączajmy się czasem w te zabawy. Niech w ich oczach rodzice nie będą tylko sztywnymi strażnikami porządku w salonie, lecz pełnymi radości (a jeśli to zbyt wiele jak na listopad, to przynajmniej życzliwie uśmiechniętymi) przyjaciółmi, z którymi dobrze jest być razem, robiąc wspólnie „cokolwiek”. Myślę, że większość z nas budowała dom czy kupowała mieszkanie także z myślą o dzieciach, niech więc czują się w nim swobodnie, a nie jak kłopotliwi goście, którzy wciąż popełniają jakieś faux pas. Jasne, że dzieci też muszą uczyć się szanować pewne strefy wolne od zabawek i myszkowania (sypialnia rodziców, gabinet taty). Także branie do zabawy przedmiotów codziennego użytku (swoją drogą często są dla dzieci bardziej atrakcyjne niż gotowe zabawki i niesamowicie rozwijają ich kreatywność), musi odbywać się na ustalonych zasadach: nie niszczymy, odnosimy na miejsce, kosmetyki mamy są nietykalne… Ile razy wykopywałam z piaskownicy zaginione garnuszki i chochelki, a ostatnio z szuflady zniknęła mi ostrzałka do noży, śledztwo w toku. Ale nic to: wychowanie jest procesem rozpisanym na lata, a widok szczęśliwych dzieci, pełnych pasji, aktywnych, skaczących i biegających, dyskutujących, jak przerobić stół i krzesła na przytulny domek, a zestawione fotele na piracki okręt to miód na serce rodziców. Zwłaszcza dziś, gdy dla sporej grupy małych nieszczęśników  najlepszym „bawitkiem” stał się ekran smartfona lub telewizora, a małe paluszki sprawniej scrollują ekran niż przewracają kartki książeczek. Ale to już temat na zupełnie inną bajkę. 

Anna Wardak

Felieton ukazał się w tygodniku „Idziemy”

0