Szukaj

Biznes twojego życia

Zdjęcie: Luca Baini, Unsplash

Nie jestem bizneswoman, ale mam w bliskim otoczeniu kilku poważnych biznesmenów. Widziałam też, jak mój mąż, ze zmiennym szczęściem, rozkręcał własne projekty. Każdy, kto ma o tym choć blade pojęcie, wie, ile wysiłku, planowania, determinacji i podnoszenia kompetencji wymaga prowadzenie biznesu. Zwłaszcza jeśli ma on odnieść sukces, a nie okazać się efemerydą lub zakończyć spektakularną klapą. W sferze zawodowej różne błędy i zaniedbania wychodzą szybko: spadają zyski, odchodzą klienci, firma idzie na dno. Badania pokazują, że ogół społeczeństwa (w tym pewnie wielu czytających te słowa) za najwyższą wartość i źródło szczęścia uważa udane życie rodzinne. Zastanówmy się jednak, czy teoria ta przekłada się na codzienną praktykę. Czy z takim samym zaangażowaniem jak do projektów zawodowych podchodzimy do najbardziej złożonego projektu, jakim jest rodzina? Niestety chyba nie zawsze, przez co rzeczy w teorii najważniejsze, w praktyce wciąż spadają na niższe pozycje z adnotacją: „później o tym pomyślę” albo „jakoś to będzie”.  Efekty często widać dopiero po latach, czyli wtedy, gdy trudno je już naprawić i skorygować. Z drugiej strony żaden nieudany biznes, plajta firmy czy utrata pracy nie bolą tak, jak rozbita czy nieszczęśliwa rodzina. Tego nie da się tak łatwo zapomnieć, przeboleć, to ciągnie się do końca życia w nas, a także w naszych dzieciach przez całą ich dorosłość. Do czego zmierzam? Chciałam podać konkretny przykład (oczywiście jest wiele innych) dobrej inwestycji w biznes naszego życia. Ostatnio byliśmy z mężem w Lublinie, w zaprzyjaźnionym przedszkolu. Niedzielne popołudnie, grupa siedemnastu małżeństw rozpoczyna kurs Akademii Familijnej dla rodziców dzieci w wieku 4-5 lat. Studiujemy razem kazus, czyli historię pewnej rodziny, fikcyjnej, ale zmagającej się z wyzwaniami bliskimi rodzicom dzieci w tym wieku. Akademia Familijna działa w ponad siedemdziesięciu krajach, w Polsce – od 20 lat. Co roku bierze w niej udział kilkaset małżeństw z całej Polski. Kursy przeznaczone są dla rodziców dzieci w określonych przedziałach wiekowych (od „Pierwszych kroków” 0-3, do „Starszych nastolatków” – 15 plus). Są też kursy „Miłość małżeńska” dla małżonków z dłuższym lub krótszym stażem. Uczestnicy studiują każdy z ośmiu kazusów sami, w małżeństwie oraz w gronie innych małżeństw. Inspirują się wzajemnie, dzielą pomysłami, doskonalą kompetencje rodzicielskie, zawierają trwałe przyjaźnie. Pod koniec pracy z każdym kazusem opracowują własny „action plan”, czyli 1-2 postanowienia, które chcą wdrożyć po tym spotkaniu w swojej rodzinie. Nawet jeśli realnie uda im się wprowadzić tylko część z nich, to i tak korzystna inwestycja w biznes ich życia.

Anna Wardak

Felieton ukazał się w tygodniku “Idziemy”

0